PASIEKA Z PSZCZOŁAMI I WSPOMNIENIAMI!

Kinga Rodkiewicz: Ul z recyklingu brzmi co najmniej … niecodziennie. Co było najtrudniejszym etapem: projekt, dobór materiałów, a może samo wykonanie albo „testowanie” czy nadaje się on do zamieszkania przez pszczoły?

Tomasz Waśkiewicz: To prawda! Ul z recyklingu nie jest powszechny i może budzić słuszne zdziwienie. Gdy usłyszałem propozycję zaprojektowania i skonstruowania takiego ekologicznego ula, sam także byłem zaskoczony. Ale ja bardzo lubię wyzwania! W końcu mogłem połączyć swoje dwie pasje: grafikę i pszczelarstwo. Najtrudniejsze okazało się samo wykonanie: niewielki warsztat i brak odpowiednich narzędzi zdecydowanie utrudniał prace. Dziś, mogę już pochwalić się nieco bardziej profesjonalnym warsztatem z trzema stołami roboczymi oraz wieloma niezbędnymi narzędziami.

Tomasz Waśkiewicz w czasie pracy.
Ile czasu zajęło Panu stworzenie projektu ekologicznego ula? Czy któraś część sprawiała największą trudność?

Pracę nad projektem trwały prawie rok! Ale nie uważam go wcale za skończony. Cały czas udoskonalam te niezwyczajne domy dla pszczół. Podstawowym założeniem projektu było wykorzystanie w ich budowie elementów z recyklingu – nawet niewielkich. Moim priorytetem było jednak takie zaprojektowanie uli, by już na pierwszy rzut oka było widać wykorzystanie niestandardowych materiałów z odzysku. W czasie wizyty w zakładzie przetwarzania moją uwagę od razu przykuły bębny od pralek wykonane z ażurowego, błyszczącego i trwałego materiały, który – jak się okazało – jestem w stanie dowolnie obrabia. To one okazały się być najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście w ulach z recyklingu nie mogło zabraknąć drewnianej konstrukcji, którą także starałem się wyeksponować.

Ekologiczne ule w śnieżnej odsłonie.
By zbudować ul potrzebna jest specjalistyczna wiedza, z kolei by skonstruować ul z recyklingu tej wiedzy trzeba jeszcze więcej. Skąd u Pana pomysł na zajęcie się pszczołami?

Pszczoły towarzyszą mojej rodzinie od pokoleń. Tego, jak obchodzić się z pszczołami oraz jak opiekować się pasieką nauczył mnie mój dziadek. Jako nastolatek pomagałam mu przy miodobraniu i jesiennym podkarmianiu pszczół. Mój tata jest także mistrzem pszczelarstwa! Gdy kilka lat temu kupiłem dość sporą niezabudowaną działkę, razem z ojcem postawiliśmy na niej domek letniskowy, ale czegoś mi ciągle brakowało. Okazało się, że uli! Z pomocą przyszedł mój tata i wspólnie reaktywowaliśmy pasiekę po dziadku – zaczęliśmy od remontu 3 uli, dziś już stoi 12 dziadkowych uli. Wokół nich latają nie tylko pszczoły, ale i cudowne wspomnienia z dzieciństwa. W tym właśnie czasie zacząłem też tworzyć własne konstrukcje uli: pierwszy nazwałem terminatorem – tak wiem śmieszna nazwa, a kolejny o futurystycznym wzornictwie otrzymał nazwę beehappy.

Ul w części wykonany z recyklingu.
Terminator brzmi świetnie! Gratuluje pomysłu, wykonania, ale i nazwy! A co w pracy pszczelarza, z Pana perspektywy, jest zajęciem najtrudniejszym?

Dziękuję! Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję oprowadzić Panią po mojej pasiece. A największym wyzwaniem, w związku z tym, że w mojej pasiece mam dość wymagające pszczoły (ale jak mówiłem na początku lubię wyzwania) jest obchód czy miodobranie szczególnie w upalne dni w stroju pszczelarskim.

Za to potem można cieszyć się z efektów miodobrania, prawda?

Oczywiście!  Pszczelarstwo jest dla mnie wspaniałą pasją. Pozwala się odprężyć, polepsza samopoczucie, a przegląd w ulu dostarcza samych przyjemności na łonie natury. Sam po przeglądzie w pasiece czuję się wyciszony i zrelaksowany… a świeża bułeczka z masłem i miodem… cóż,  nie do opisania! To trzeba po prostu spróbować!